Styczeń - łapanie oddechu :-)
Tak, w styczniu łapaliśmy oddech - dosłownie i w przenośni (kto wie co to smoG ten się nie dziwi).
Tak więc w styczniu były mrozy i zanieczyszczone powietrze, a także spokój od budowy (choć tak prawdę mówiąc cały czas myśleliśmy o naszym betonie - o tym jak zamarza, pęka, rozpływa się w glinie i spływa z działki...)
Trochę też myśleliśmy o samym projekcie domu, ale nic nie wymyśliliśmy.
Przyszedł luty, podkuliśmy buty :-) Zakupiliśmy filcowe wkładki do gumiaków i czekaliśmy aż mrozy pójdą w zapomnienie.
W międzyczasie okazało się, że w złym miejscu zrobiliśmy stopę pod schody na strych ;-) Ale nie szukaliśmy w tym problemu, ponieważ osobiście nie byłam przekonana do schodów w salonie, a tak "spychając" winę trochę na majstra, męża i los - mam to, co mieć chciałam! Ha ha, to się nazywa farcik :P
Mężowi pod koniec lutego zaczęło się już nudzić i brakować adrelaninki. Zadzwonił więc do Szefa Pana Majstra i poprosił Go o pomoc w tym temacie ;-)
Przywieźli nam piach, przywieźli pustaki. A skoro materiał jest, to trzeba pracować :-)