Ogrodzenie
Ogrodzenie z leśnej siatki i stempli powstało na potrzeby budowy. Ostateczne zrobimy, jak już wybudujemy.
Ogrodzenie z leśnej siatki i stempli powstało na potrzeby budowy. Ostateczne zrobimy, jak już wybudujemy.
Blaszak. Zwykły blaszak. Nic skomplikowanego. Ot, co trochę blachy. A ile RADOŚCI!!! :-)
Mały domeczek - daszek, cztery ściany i zamykane drzwiczki. Coś własnego na działce. Już jest gdzie pochować narzędzia, stołeczki i stoliczek. Można też skryć się przed deszczem. Takie nic, a jednak z dużo większą fajdą jedzie się w to miejsce i spędza się czas (i to nie tylko przy robocie).
Blaszak stanął na trzy dni przed pojawieniem się na świecie Pana Potomka i Dziedzica (do podziału z siostrą).
A tu w pełnej użyteczności:
Napięcia w związku z naszą działką, generalnie nigdy nie brakowało. Z różnych powodów. Jednym z nich był słup, który na niej stoi. Na szczęście jego usytuowanie nie jest kłopotliwe - jest wkomponowany przy samym bocznym ogrodzeniu. Strefa napowietrzna na szczęście oszczędziła naszej działki na tyle, że istaniała pełna swoboda wrysowania domu na mapce. Gorzej z działką, która jest poniżej (rodziców). Ona niestety jest niemożliwa do budowy. Chyba, że kiedyś wkopiemy te kable.
Generalnie słup był stary - drewniany i dość sfatygowany upływającym czasem. Pewnego dnia, a było to 25.06. nad wioską przeszedł huragan. Przeszedł on wąskim korytarzem nie powodując wielu szkód poza promieniem swego działania. Nie wiem czy chciał czy nie, ale wybrał naszą działkę za przelot swojej niszczycielskiej siły. I trochę wygiął wspomniany słup:
Ale sąsiada i tak nie przebijemy:
Cztery dni później zmieniono na naszej działce słup. Zainstalowali nam betonowy. Myśleliśmy nie raz (i przy tej okazji znów powróciły myśli, rozmowy i chęci) nad tym, żeby pozbyć się tego słupa. Każdy, kto ma taki nabytek na działce, wie jednak, że to nie nie zależy od naszych chęci. Sprawy są mega kłopotliwe, ciągną się w sądzie latami, a nie zawsze kończą się powodzeniem. W związku z tym, że jesteśmy ludźmi ceniącymi spokój, oszczędzamy sobie nerów takimi sprawami. Wisły kijem nie zawrócimy. Przynajmniej teraz. Później, kto wie co nam strzeli do głów ;-)
Po wprowadzeniu rur wod - kan w głąb drogi nastał czas na jej wzmocnienie.
Zamówiliśmy więc na dobry początek cztery wozy z bryłami betonu:
Trochę czasu odczekaliśmy żeby kamień osiadł - w międzyczasie wjechało kilka cięższych wozów, więc kamienie miały szansę wbić się głębiej.
Po tym "uklepaniu" zamówiliśmy kolejnych kilka aut z drobniejszą frakcją kamienia - żeby zagęścić. Generalnie droga osięgnęła już stan używalności. Ciężkie wozy się nie zapadną w ziemi, a auta osobowe ze swobodą mogą pokonać ten dystans bez obawy wymiany opon.
Koparka wyrównała hałdy ziemy (z pozostałości wykopek wodno - kanalizacyjnych), a Mąż P. z Teściem pracowali nad gładkością i właściwym korytem dróżki. Zostawili pas bez kamienia - pod przyszłe wykopki z przyłączeniem gazu i prądu.
05.04.2016 r. na teren naszej drogi dojazdowej wkroczyła firma robiąca przyłącza do gminnej sieci wodociągowej i kanalizacyjnej. Roboty trwały ponad tydzień. Nie należały do najłatwiejszych - ponieważ trzeba było robić przebicie pod drogą asfaltową. W dodatku, wodę i kanalizację kopie się bardzo głęboko, a na domiar tego wszystkiego, jak już wiadomo z poprzedniejgo wpisu, trzebabyło te rury później pociągnąć na odległość 50 metrów. Tak więc było trochę roboty.
Po długich analizach umysłowych pt. "czy robić przyłącze teraz - tzn. przed wysypaniem drogi kamieniem, czy później, po utwardzeniu drogi, bo co jeśli nie wytrzyma naporu ciężkich wozów" - ostatecznie zdecydowaliśmy o kolejności - najpierw rury, później kamień.
Wszystko robimy na legalu (bo inaczej się nie da) więc na początku wystąpiliśmy do gminy o zajęcie pasa ruchu (nie za darmo). Po otrzymaniu zezwolenia, firma ruszyła do działania. Na szczęście pogoda sprzyjała.
Pierwsze wykopy:
Troszkę późniejsze wykopy:
A tu z góry:
Mamy to!!:
I tak oto tym sposobem działka wzbogaciła się o wodę i kanalizację fundując przy tym krajobraz księżycowy (w postaci hałd ziemi).